Święta w Lizbonie, chyba jak wszystko w Portugalii, mijają leniwie i spokojnie. Niespecjalnie nawet tu czuć jakiś swiąteczny urok.
Pierwszego dnia, po dłuuuuugim poranku, wybraliśmy się do Oceanarium, które akurat w ten dzień było czynne.
We Francji pojawiły się chyba jakieś promocyjne loty do Lizbony na okres świąteczny, bo więcej tam spotkaliśmy Francuzów, niż tubylców :D
Rożne cuda przyszło nam oglądać. Na początek najdziwniejsza ryba, jaką ogladaliśmy. Sunfish, która pływa sobie zazwyczaj blisko powierzchni, i często obraca się na bok żeby zażywać kąpieli słonecznych. Czad! :D
Pingwiny - tłuściochy, które na okrągło pływają w kółko :D
Wstawili im nawet kawałek lodu. A wokół inne ptaszyska sobie latały i kradły pingwinom rybki.
A to jakieś lądowe stworzenia, nie było nich tabliczki informacyjnej. Ale podobno płacą za to, żeby być w ocanarium i nikt ich tam nie karmi.
Z bardziej uroczych żyjątek były też wydry :) Ale skubane pływają tak szybko, że nie udało się ich uchwycić w kadr.
Wszędzie kolorowo i egzotycznie!
A to juz najdziwniejszy dziw - smok morski!
Ah, no i oczywiście nie mogło zabraknąć tego małego urwisa.
Drugiego dnia, korzystając z ładniejszej pogody, przewędrowaliśmy lasy Sintry. A teraz relaks przy cieple z farelki :)
A że święta, to i kupiliśmy wodę mineralną, zamiast pić tą z kranu :D
Ah, no i oczywiście, bilety powrotne kupione. Dni do powrotu: 21 (29).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz